9 Czerwca
- Nareszcie coś konkretnego!
- Nie rozumiem twojej euforii.
- Ech, zrozumiesz. Spróbuj użyć swoich zdolności....
- Nie mam żadnych zdolności! - nakręcałam się w złości.
- Uwierz mi masz, chociaż spróbuj.
- Nie mam! - już krzyczałam.
- Lis, uspokój się - tak mówiła na mnie tylko ciocia i .... mama.
Było za późno, nawet myśl o mamie mnie nie uspokoiła, okna trzasły i po bibliotece zaczęły latać luźne kartki, szarpane przez wiatr. W " Mojej księdze " zaczęły wirować karki. Jedna szyba pękła, a ja usłyszałam ciężki trzask pioruna i huk spadającego drzewa.... Ana złapała mnie za ramiona.
- Już Lis uspokój się. Nic się nie dzieje.
- Przepraszam.... - zamknęłam oczy i zrobiłam wydech.
- Nic się nie stało. Już spokojnie....
Okna się zamknęły, a kartki opadły.
- Przepraszam za szybę .....
W tym momencie kartki księgi przestały wirować, a na stronach pojawiły się białe i czarne posplatane ze sobą wzory.
- Ciociu An! Zobacz! - wskazałam na miejsce na podłodze.
- Księga....
- Ona oszalała! - wykrzyczałam - tak jak ja....
- Może macie więcej " wspólnego" niż myślałam.... Weź ją do domu, tylko tak by Sarah nie widziała.- Sarah była moją babcią i matką An. - Połóż ją pod poduszką zanim pójdziesz spać, a rano przyjdź z nią do mnie!
- Dobrze.
Ciocia podeszła do księgi by mi ją podać, schyliła się by ją podnieść....
- Aała!- krzykła - Parzy!
Podeszłam do cioci i podniosłam księgę.
- Co ty za bzdury opowiadasz - powiedziałam do niej z lekką irytacją, po co kłamała? - ona nie parzy.
- Ciebie nie, mnie i owszem.... [ ... ]
Zbliżyłam się do drzwi był już późny wieczór. Księga ciążyła mi w torbie. Weszłam jak gdyby, nigdy nic, zdjęłam buty i powędrowałam prosto na górę....
- Nic nie zjesz?
- Tylko się przebiorę! - powiedziałam tak naturalnie jak tylko umiałam.
Wiedziała, że coś ukrywam, nie dość, że bardzo dobrze znała się na ludziach to do tego, od kilku lat nigdy nie biorę torby do pokoju chyba, że wędruje do szafy na " urlop " , a inna trafia do przed pokoju.
Weszłam do pokoju, uklękłam przed łóżkiem i wysunęłam z pod niego szufladę, włożyłam tam całą torbę, razem z księgom i zamknęłam na klucz. Musiałam się przebrać, żeby nie wzbudzać większych podejrzeń, więc założyłam stary, szary dres i zeszłam na dół. Usiadłam przy stole gdzie czekał na mnie stos kanapek i kakao.[...]
- Mogę już iść ? - spytałam odstawiając kubek z napojem.
- Dobrze! Już nie jedz! - zabrała talerz - martwiłam się o ciebie....
Nastała krępująca cisza, odsunęłam się na krześle od stołu.
- Dzwoniła mama Linka... - chyba największa plotkara w mieście - mówiła, że drzewo się zawaliło.... Podobno idzie do nas jakaś wichura. - spojrzała na mnie spod oka - uważaj jak będziesz wychodzić.
Zrobiłam wielkie oczy i pokiwałam głową. W Virgini rzadko były wichury czy burze, a jeśli chodzi o Virginie.... Nie nie chodzi mi o Kraj w Stanach Zjednoczyonych tylko o malutkie miasteczko na obrzeżach Georgi z Karoliną Południową. Wiem, dziwna nazwa jak na to miejsce, ale tak przyjęło się po wojnie. Po 15 latach zmieniono nazwę na Wadley, ale większość się tym nie przejęła.
Weszłam do pokoju, spojrzałam na telefon : 3 nieodebrane od Juss. Westchnęłam, odłożyłam komórkę.... Uklękłam na podłodze, wysunęłam szufladę i wyjęłam torbę, a z niej księgę. Przejrzałam ją nadal to samo jedno zdanie i dziwne wzory, wzruszyłam ramionami. Torba była gorąca.... Włożyłam książkę w poszewkę od poduszki i przykryłam " jaśkiem". Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na klucz, gdyby Sarah wpadła na pomysł grzebania mi w pokoju...Położyłam się spać.[ ... ]
- Mogę już iść ? - spytałam odstawiając kubek z napojem.
- Dobrze! Już nie jedz! - zabrała talerz - martwiłam się o ciebie....
Nastała krępująca cisza, odsunęłam się na krześle od stołu.
- Dzwoniła mama Linka... - chyba największa plotkara w mieście - mówiła, że drzewo się zawaliło.... Podobno idzie do nas jakaś wichura. - spojrzała na mnie spod oka - uważaj jak będziesz wychodzić.
Zrobiłam wielkie oczy i pokiwałam głową. W Virgini rzadko były wichury czy burze, a jeśli chodzi o Virginie.... Nie nie chodzi mi o Kraj w Stanach Zjednoczyonych tylko o malutkie miasteczko na obrzeżach Georgi z Karoliną Południową. Wiem, dziwna nazwa jak na to miejsce, ale tak przyjęło się po wojnie. Po 15 latach zmieniono nazwę na Wadley, ale większość się tym nie przejęła.
Weszłam do pokoju, spojrzałam na telefon : 3 nieodebrane od Juss. Westchnęłam, odłożyłam komórkę.... Uklękłam na podłodze, wysunęłam szufladę i wyjęłam torbę, a z niej księgę. Przejrzałam ją nadal to samo jedno zdanie i dziwne wzory, wzruszyłam ramionami. Torba była gorąca.... Włożyłam książkę w poszewkę od poduszki i przykryłam " jaśkiem". Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na klucz, gdyby Sarah wpadła na pomysł grzebania mi w pokoju...Położyłam się spać.[ ... ]
Co taki krótki?! :D
OdpowiedzUsuńja chce więcej! :*
czekam na NN :)
Opowiadanie jest świetne, :)
OdpowiedzUsuńszkoda że tak rzadko dodajesz posty :(
bardzo mi się podoba, będę zaglądać częściej ;)
OdpowiedzUsuń