Strony

sobota, 28 lipca 2012

Greenbreth.

12 Czerwca
Wyjęłam komórkę i wybrałam numer.
- Przyjdziesz do mnie?
- A gdzie jesteś? - odpowiedział zaspany głos w słuchawce.
- Na wzgórzach Greenbreth.
Rozłączyłam się. Tym razem zaczęłam bawić się kwiatuszkami, najpierw wyszły malutkie listki, później pąki i zaczęły rozkwitać. Wyglądały zupełnie jak kwiaty wiśni. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Kwiaty spłonęły.
- Chcesz żebym spaliła całe Wadley?
- Nie sądziłem....
- Dobra, nie ważne, potrzebna woda - z źródełka Greenbreth chlupnęła woda i zgasiła kwiatki.
Juss usiadł obok mnie i złapał za rękę. Puściłam go.
- Co ty robisz?
- Nie chcę cię poparzyć!
Znów złapał mnie za rękę, chciałam ją puścić, ale mi nie pozwolił.
- Musisz być taki uparty?
- Muszę.
Naglę coś usłyszałam.
- Wyjdź!
- O co....?
- Ciii!
- Wyjdź! - powtórzyłam głośniej.
Tym razem usłyszałam szum wiatru, jakby ktoś biegł z prędkością światła.
- Ktoś tu był....
- Kto?!
- Tego jeszcze nie wiem.
- Ale dowiem się! - dodałam po chwili.[...]
Nachylił twarz do mojej, ale odsunęłam się. Nie dawał za wygraną, wreszcie musiałam położyć się na gęstej trawie. Pocałował mnie, chciałam go szybko odepchnąć, nie chciałam robić mu krzywdy, nie udało mi się. " Holl, nic mi nie robisz ", zmarszczyłam czoło, jak to ?! Przecież już mu się udało po co by kłamał. Odsunął usta, ale nasze czoła nadal były złączone. Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dłuższego czasu....
- Nie poparzyłam, poraziłam cię? - byłam zdziwiona.
- Nie! - uśmiechał się.
- Ale jak to? - zrobiłam wielkie oczy.
- Ty mi powiedz. - odsunął swoją twarz od mojej.
- Nie wiem.
- Może to zależy od nastroju? - to był dobry pomysł, dużo od niego zależało na przykład pogoda, wiec czemu i nie to?
- To możliwe.
Dotknęłam jego wargi moimi, nie był to pocałunek, dopiero po krótkiej chwili, on go zaczął....
- Widzę, że korzystasz z mojego humoru ? - uniosłam brew.
- Puki mogę. - wyszczerzył zęby.
- Eh - zaśmiałam się.

sobota, 14 lipca 2012

Rozstanie?

11-12 Czerwca
- Nie możemy być razem ....
- O czym ty mówisz?!
- O twoim bezpieczeństwie!
- Holl, ja się nie zgadzam! - byłem zmieszany. [...]

Holly : 
Siedziałam nad księgą z przepowiednią, ledwo trzymałam się jeszcze na jawie. Juss czytał jakąś książkę przygodową. Przymknęłam oczy i odpłynęłam....
   Coś było nie tak, nie było słońca, piasku, bryzy. Tylko ciemność, stałam na skale. Lodowaty wiatr. Naprzeciwko stał mężczyzna o potężnej posturze. Odwrócił się do mnie, był cały ubrany na czarno. Uśmiechnął się i zaśmiał szyderczo.Zniknął.... 
- Aaa!- obudziłam się zdyszana.
- Co się stało?! - Juss podbiegł do mnie.
- Nic, nic. Ciociu An! Szybko! - krzyczałam, a mojemu głosowi towarzyszyły ciche kroki An.
- Widziałam kogoś! - oznajmiłam jej.
- Kogo?!
Spojrzałam na kartkę i ołówek, które się trzęsły, nagle przeleciały przez pół biblioteki, wylądowały na stole obok nas, a ołówek bez niczyjej pomocy zaczął rysować mój sen.
- Lis, to ty? - An nie mogła uwierzyć.
- Nie wiem.
Wszyscy troję patrzeliśmy na kartkę, aż ołówek skończył.
- Derik! - ciocia wyglądała na wystraszoną.
- Derik? O nim mówiła mama?!
- Mówiła ci o nim?
- W moim poprzednim śnie powtarzała jego imię.
Ciocia odeszła nic nie mówiąc, a ja zastanawiałam się kim jest Derik. [ ... ]
   Moje życie zmieniło się z dnia na dzień. Ktoś pstryknął i wszystko stanęło do góry nogami. Dokładnie kilka dni temu, byłam jeszcze normalną dziewczyną, a teraz boje się, że zabije swojego chłopaka.... Szłam w stronę obdartej kremowo-szarej restauracji, order&eat, jedynej w mieście. Siedziała tam drużyna koszykarska oraz Ronie i jej świta, jak zawsze ubrana w za krótkie spódniczki i różowe góry od kostiumów. Wywróciłam oczami, czego innego mogłam się spodziewać? " Idzie mutant! ", w tym momencie na Ronie wylądował truskawkowy shake Linka, wszyscy się z niej nabijali. " Muszę zacząć nad tym panować " - pomyślałam i poszłam dalej.[...]
Zawróciłam na wzgórza Greenbreth. Zatrzymałam się u stóp pagórka. Położyłam się na trawię i patrzyłam w niebo. Bawiłam się chmurkami, ułożyły się w napis ,, Juss ". Nie mogłam o nim zapomnieć. Zostawiłam go chrapiącego w zamkniętej bibliotece. Pewnie nadal śpi.... Ech, muszę wracać. Po drodze rozłożyłam jeszcze kilka pąków kwiatów wiśni.
___________________________________________________________________________
Chyba niedługo zamknę bloga iż ma Duuży spadek popularności ;/ Nie wiem jeszcze dokładnie, może to jest tylko chwilowe poczekam jeszcze ;) Także bym prosiła żebyście polecały/li ten blog znajomym by nabrał czytelników byłabym bardzo wdzięczna, jeśli masz bloga to możesz udostępnić w linkach mojego a ja zrobię to samo tylko przypomnij się w komentarzu ;)  Zapraszam również na srone z darmowymi kosmetykami : http://shinybox.pl/?ref=8d4713e     To na tyle ;]]

środa, 4 lipca 2012

Czas wyjawić tajemnice.

11 Czerwca
- Jesteś pewny, że chcesz wiedzieć?
- Tak!
- Ale musisz to zachować wyłącznie dla siebie rozumiesz? Nikt, ale to nikt nie może się dowiedzieć.
- Rozumiem, przysięgam ci, że nie powiem! - położył rękę na sercu.
Złapałam go za rękę, wyszliśmy na zewnątrz.
- Idziemy na wzgórza Greenbreth.
- Po co ?
- Zobaczysz.
Po jakiś 15, może 20 minutach byliśmy na miejscu. Nikt z mieszkańców tu nie przychodził, dlatego wybrałam to miejsce. 
- Możesz zmoknąć, w sumie nie wiem co się stanie. Musisz być przygotowany na wszystko.
Nic nie powiedział. Musiałam się zdenerwować, żeby nadeszła burza, nie panowałam jeszcze tak dobrze nad zdolnościami. Myślałam o tym jak Babcia Sarah mnie oszukiwała, jak ukrywała przede mną to wszystko. Zagrzmiało, błysnęło i zaczęła się burza....
- Jak ty to .... - oczy robiły mu coraz większe.
- Jestem Naznaczona....
Pomyślałam o tym, że mogę jeszcze spotykać mamę i nie ważne że to tylko w snach, ona tam jest i rozmawia ze mną, tak jak kiedyś.Wyszła tęcza.
- Naznaczona? Nie ro....
Podniosłam koszulkę na tyle żeby mógł zobaczyć znamię.
- To wszystko przez to.
- Znamię?...
- Tak, takie.... może nie do końca takie ale podobne znamiona mają wszyscy Naznaczeni.
- Wow!
- Grozi ci przeze mnie niebezpieczeństwo! To przed biblioteką, to ja! To przeze mnie by cię trafiło! A dzień moich urodzin będzie najniebezpieczniejszy, obiecaj mi, że się do mnie nie zbliżysz! Obiecaj! Zostań w ten dzień w domu!
- Ale-e Holl, nie mogę ci tego obiecać!
- Dlaczego?! - łzy płynęły po mojej twarzy jak strumienie.
Zaczęło padać.
- Nie mogę cie teraz zostawić. - chciał mnie przytulić, odsunęłam się.
- Musisz Juss, musisz!
Próbowałam przegnać burzę, nic. Spróbowałam jeszcze raz, pomyślałam o tym jak odchodzi i... udało się.
- Juss, zrozum! Obiecaj mi, że zostaniesz tego dnia w domu!
- Nie mogę!
Spojrzałam w niebo, łzy płynęły. Położyłam się na mokrej trawie, i zaczęłam kręcić kółka palcem, chmura za nim wędrowała. Widocznie nad chmurami też panuje....
- To ty nią....?
- Chyba tak. Chodź, połóż się.
Tak zrobił, a ja choć z trudnością ułożyłam chmurki w H + J. Juss złapał mnie za drugą rękę.
- Co jeszcze umiesz?
- Sama nie wiem.
- Jak to?
- Normalnie Juss. Wiem tyle o sobie co ty....

Juss :
Przez moją rękę przechodził prąd, przez tą, którą trzymałem Holly. Oparła się na łokciu i pocałowała mnie. Przez moje całe ciało przeszły " mrówki ". Zabrakło mi tchu, prawię się dusiłem. Odsunęła się ode mnie szybko i puściła moją rękę.
- To ja prawda?!
- Holl... to nie twoja .....
- Nie moja wina?! Juss, ja mogłam cię zabić!
- Ale tego nie zrobiłaś!
- Nie możemy być razem ....

niedziela, 1 lipca 2012

Sens.

11 Czerwca
 Niebo przeciął kolejny błysk. Popchnęłam Juss'a, a w miejscu gdzie stał został tylko ślad wypalonej trawy.
- S-skąd wiedziałaś, że t-tu trafi ?
- Przeczucie - wzruszyłam ramionami.
Liście wirowały wokół nas w powietrzu unosząc się coraz wyżej. Złapałam Juss'a i wciągnęłam do biblioteki.
- Chcesz się zabić ?!
- O czym ty mówisz?
- Stałeś w środku tej burzy i prawie trafił cię piorun!
- Ale ty też.... 
- Nie wiesz co mogło ci się stać nie rozumiesz?!
Staliśmy tam tak, a ja się na niego darłam, to była moja wina, że mógł właśnie leżeć nieżywy. Łzy spływały mi po policzkach, już nie było słychać wiatru i błyskawic, tylko deszcz dudnił o okna. Zsunęłam się na podłogę, przykurczyłam kolana, a łzy dalej płynęły.Usiadł obok mnie i przytulił.
- Nie możemy razem być, nawet nie wiesz jakie grozi ci niebezpieczeństwo!
- Nie rozumiem....
- I nie zrozumiesz, ja sama części nie rozumiem! [ ... ]
Siedziałam z księgą o przepowiedni na kolanach, tylko tym razem ją czytałam. Wróciłam z powrotem do gwiazd na końcu księgi, zostało pięć szarych od reszty bił blask.... Pięć dokładnie pięć dni zostało do moich urodzin. Przypomniało mi się zdanie ,, Siedemnaście wiosen, siedemnaście księżyców, siedemnaście słońc. Nadszedł siedemnasty rok niech nadejdzie przeznaczenie." Dokładnie o to chodziło, o moje siedemnaste urodziny właśnie wtedy ma nadejść Naznaczenie.
- Szlak!
- Rozumiesz coś z tego?
- Wszystko.
Był trochę zmieszany, dziwić mu się najpierw ta burza, później ja się na niego wydarłam, a teraz jakiś niezrozumiały dla niego język, który rozumieli tylko Naznaczeni.
- Daj poczytam. - wyciągnął rękę do księgi.
Chciałam ją zabrać, żeby nie mógł jej dotknąć nie dość, że był człowiekiem i każda księga Naznaczonych mogła go poparzyć, tak przynajmniej przypuszczam, to ta o mnie przede wszystkim. Ale było za późno, dotknął....
- Aaała ! To parzy!
- ,,Gdyby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała." Znasz to powiedzenie?....
Przez dłuższy czas nikt się nie odezwał.
- Musisz mi coś obiecać. - powiedziałam całkiem poważne.
- Co? - złapał mnie za rękę tak, że nasze palce były splecione.
- Obiecaj, że nie zbliżysz się do mnie w moje siedemnaste urodziny. Obiecaj!
- Czemu mam ci obiecać taką bzdurę.
- Uwierz mi to nie bzdura. Obiecaj!
- Najpierw wytłumacz mi o co chodzi!
- Nie mogę narażać cię na niebezpieczeństwo!
- Powiedz!
Poszłam do An, sama nie wiedziałam co robić.
- Ciociu An, pomóż!
- Co się stało?!
- Juss, powinnam mu powiedzieć ? Narażę go przez to  na niebezpieczeństwo?
- Na nic go nie narażasz Lis! Powinnaś mu powiedzieć!
- Ech.... Tak poza tym Ana, wiem kiedy nadejdzie Naznaczenie.
- Jak to?
- Księga.... 16 czerwca, dokładnie w moje siedemnaste urodziny.
- No tak ! To zdanie w księdze przeznaczenia! Wszystko nabiera sensu! [ ...]