12 Czerwca
Wyjęłam komórkę i wybrałam numer.
- Przyjdziesz do mnie?
- A gdzie jesteś? - odpowiedział zaspany głos w słuchawce.
- Na wzgórzach Greenbreth.
Rozłączyłam się. Tym razem zaczęłam bawić się kwiatuszkami, najpierw wyszły malutkie listki, później pąki i zaczęły rozkwitać. Wyglądały zupełnie jak kwiaty wiśni. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Kwiaty spłonęły.
- Chcesz żebym spaliła całe Wadley?
- Nie sądziłem....
- Dobra, nie ważne, potrzebna woda - z źródełka Greenbreth chlupnęła woda i zgasiła kwiatki.
Juss usiadł obok mnie i złapał za rękę. Puściłam go.
- Co ty robisz?
- Nie chcę cię poparzyć!
Znów złapał mnie za rękę, chciałam ją puścić, ale mi nie pozwolił.
- Musisz być taki uparty?
- Muszę.
Naglę coś usłyszałam.
- Wyjdź!
- O co....?
- Ciii!
- Wyjdź! - powtórzyłam głośniej.
Tym razem usłyszałam szum wiatru, jakby ktoś biegł z prędkością światła.
- Ktoś tu był....
- Kto?!
- Tego jeszcze nie wiem.
- Ale dowiem się! - dodałam po chwili.[...]
Nachylił twarz do mojej, ale odsunęłam się. Nie dawał za wygraną, wreszcie musiałam położyć się na gęstej trawie. Pocałował mnie, chciałam go szybko odepchnąć, nie chciałam robić mu krzywdy, nie udało mi się. " Holl, nic mi nie robisz ", zmarszczyłam czoło, jak to ?! Przecież już mu się udało po co by kłamał. Odsunął usta, ale nasze czoła nadal były złączone. Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dłuższego czasu....
- Nie poparzyłam, poraziłam cię? - byłam zdziwiona.
- Nie! - uśmiechał się.
- Ale jak to? - zrobiłam wielkie oczy.
- Ty mi powiedz. - odsunął swoją twarz od mojej.
- Nie wiem.
- Może to zależy od nastroju? - to był dobry pomysł, dużo od niego zależało na przykład pogoda, wiec czemu i nie to?
- To możliwe.
Dotknęłam jego wargi moimi, nie był to pocałunek, dopiero po krótkiej chwili, on go zaczął....
- Widzę, że korzystasz z mojego humoru ? - uniosłam brew.
- Puki mogę. - wyszczerzył zęby.
- Eh - zaśmiałam się.
- Przyjdziesz do mnie?
- A gdzie jesteś? - odpowiedział zaspany głos w słuchawce.
- Na wzgórzach Greenbreth.
Rozłączyłam się. Tym razem zaczęłam bawić się kwiatuszkami, najpierw wyszły malutkie listki, później pąki i zaczęły rozkwitać. Wyglądały zupełnie jak kwiaty wiśni. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Kwiaty spłonęły.
- Chcesz żebym spaliła całe Wadley?
- Nie sądziłem....
- Dobra, nie ważne, potrzebna woda - z źródełka Greenbreth chlupnęła woda i zgasiła kwiatki.
Juss usiadł obok mnie i złapał za rękę. Puściłam go.
- Co ty robisz?
- Nie chcę cię poparzyć!
Znów złapał mnie za rękę, chciałam ją puścić, ale mi nie pozwolił.
- Musisz być taki uparty?
- Muszę.
Naglę coś usłyszałam.
- Wyjdź!
- O co....?
- Ciii!
- Wyjdź! - powtórzyłam głośniej.
Tym razem usłyszałam szum wiatru, jakby ktoś biegł z prędkością światła.
- Ktoś tu był....
- Kto?!
- Tego jeszcze nie wiem.
- Ale dowiem się! - dodałam po chwili.[...]
Nachylił twarz do mojej, ale odsunęłam się. Nie dawał za wygraną, wreszcie musiałam położyć się na gęstej trawie. Pocałował mnie, chciałam go szybko odepchnąć, nie chciałam robić mu krzywdy, nie udało mi się. " Holl, nic mi nie robisz ", zmarszczyłam czoło, jak to ?! Przecież już mu się udało po co by kłamał. Odsunął usta, ale nasze czoła nadal były złączone. Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dłuższego czasu....
- Nie poparzyłam, poraziłam cię? - byłam zdziwiona.
- Nie! - uśmiechał się.
- Ale jak to? - zrobiłam wielkie oczy.
- Ty mi powiedz. - odsunął swoją twarz od mojej.
- Nie wiem.
- Może to zależy od nastroju? - to był dobry pomysł, dużo od niego zależało na przykład pogoda, wiec czemu i nie to?
- To możliwe.
Dotknęłam jego wargi moimi, nie był to pocałunek, dopiero po krótkiej chwili, on go zaczął....
- Widzę, że korzystasz z mojego humoru ? - uniosłam brew.
- Puki mogę. - wyszczerzył zęby.
- Eh - zaśmiałam się.